Trasa Wielowieś - Ulanów.
Wpis jest częścią opisu naszego wakacyjnego szlaku. Cała trasa i ogólne spojrzenie można znaleźć tu a fajną interaktywną mapkę z naszymi zdjęciami z trasy tu.
Nasze Green Velo z racji na różne prywatne plany zaczęliśmy w Tarnobrzegu. Sam Tarnobrzeg jest całkiem przyjenym miastem. Przyznaję, że myślałem, że będzie to bardziej przemysłowe osiedle robotnicze niż miasto z pałacem Tarnowskich otoczonym parkiem oraz rynkiem. Okazało się też, że obecnie w Tarnobrzegu nie wydobywa się siarki. To już przeszłość.
Zadziwiajaca jest odmiana słowa "Tarnobrzeg". Mówi się i pisze: "Jadę do Tarnobrzega" mimo, że rok wcześniej jechaliśmy do Kołobrzegu.
W Koćmierzowie pod Tarnobrzegiem nocowaliśmy. Od mieszkańców Koćmierzowa dowiedzieliśmy się, że dzielą swoje życie na te przed powodzią i po. Straszne były te ich opowieści. W 2010 roku woda przelała wały i zalała cały parter. W pół godziny cała wieś do wysokości pierwszego piętra została zalana. Strażacy zabierali mieszkańców z ich domów, mimo tego, że Ci chcieli zostać. Po powodzi w całej okolicy na pół roku zmienił się klimat. Wszędzie latały ptaki i było dużo zimniej.
Na szlak wyjechaliśmy z Wielowsi. Za Wielowsią płasko jak stół i bardzo słonecznie. Głównie lokalne drogi bez odrębnego dywanika dla rowerów.
Nawierzchnia od okolic mostu bardzo dobra asfaltowa.

W Radomyślu jakiś dom weselny z noclegami poza tym zero reklam Radomyśl lub następna wieś z wieloma drewnianymi domkami. Mosty bez dróg rowerowych. Jastkowice to wieś nowych domów z katalogów.
Tam też okazało się, że ze znalezieniem noclegu nie będzie wcale tak łatwo. Jastkowice byłyby najlepsze, a tu po iluś tam telefonach okazało się, że trzeba jechać aż za Ulanów. A robiło się już ciemno. Droga wiodła pod górkę, ale było dość łagodnie.
W Pyżnicy lub Kłyżowie byliśmy świadkami akcji straży pożarnej. W pół goły facet pędzi do bramy wskakuje na rower potem go rzuca na chodnik i wbiega do budynku straży.
Do Ulanowa stromy i długi zjazd. Niestety tę miejscowość znaną z flisaków i dawnego handlu z Gdańskiem musieliśmy przejechać w ciemności.
Odcinek z Ulanowa do Dąbrowicy jechało nam się bardzo dobrze, mimo ciemności i tego, że był to (niechcący) nasz rekord życiowy w liczbie kilometrów (64 km) jednego dnia.
Nocleg czekał na nas w Dąbrowicy w dawnej gajówce. Piękne miejsce i aż żal, że nie zostaliśmy tam dłużej. Pyszne było też śniadanie. Drugiego takiego na naszym Green Velo nie pamiętamy.

W Radomyślu jakiś dom weselny z noclegami poza tym zero reklam Radomyśl lub następna wieś z wieloma drewnianymi domkami. Mosty bez dróg rowerowych. Jastkowice to wieś nowych domów z katalogów.
Tam też okazało się, że ze znalezieniem noclegu nie będzie wcale tak łatwo. Jastkowice byłyby najlepsze, a tu po iluś tam telefonach okazało się, że trzeba jechać aż za Ulanów. A robiło się już ciemno. Droga wiodła pod górkę, ale było dość łagodnie.
W Pyżnicy lub Kłyżowie byliśmy świadkami akcji straży pożarnej. W pół goły facet pędzi do bramy wskakuje na rower potem go rzuca na chodnik i wbiega do budynku straży.
Do Ulanowa stromy i długi zjazd. Niestety tę miejscowość znaną z flisaków i dawnego handlu z Gdańskiem musieliśmy przejechać w ciemności.
Odcinek z Ulanowa do Dąbrowicy jechało nam się bardzo dobrze, mimo ciemności i tego, że był to (niechcący) nasz rekord życiowy w liczbie kilometrów (64 km) jednego dnia.
Nocleg czekał na nas w Dąbrowicy w dawnej gajówce. Piękne miejsce i aż żal, że nie zostaliśmy tam dłużej. Pyszne było też śniadanie. Drugiego takiego na naszym Green Velo nie pamiętamy.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarz.