7 lutego 2014

Tysiąc powodów (albo 14) dlaczego nie lubię galerii handlowych

Trójmiasto, niestety, pełne jest świątyń konsumpcjonizmu. No nie lubię ich. W ten piękny świąteczny dzień (zakaz handlu w święta) spiszę sobie powody dla których tych obiektów nie lubię. Zdaję sobie sprawę, że część z poniższych punktów pokrywa się z innymi, ale nie jest to praca naukowa.



1. Wysysają z okolicy to co najlepsze
Przykład: Galeria Bandycka (Bałtycka)
Niegdyś Wrzeszcz mienił się salonem handlowym Gdańska. Zwłaszcza mówiło się o licznych domach mody, sklepach odzieżowych. Sklepy po obu stronach Grunwaldzkiej były wizytówką Gdańska. Teraz spacer po tej ulicy to nużący bieg w hałasie. Ludzie kursują głównie do albo z Manhattanu lub GB. GB wyssała to co było we Wrzeszczu najlepsze i zostawiła zgliszcza. Zamiast dobrych sklepów mamy w witrynach reklamy banków i chwilówek.

2. Zwiększają korki
Zamiast rozładować ruch uliczny i rozrzucić go po wielu uliczkach, galeria handlowa jest magnesem ściągającym do siebie tysiące aut. Rano wszyscy jadą tam do pracy, po południu wracają. Gdyby ci ludzie pracowali w różnych miejscach problemu korków koło GB by nie było.

3. Durna, obca nazwa 
Galeria to miejsce gdzie obcujemy z dziełami sztuki, ukulturalniamy się, uczymy się. Nie widzę związku między parszywym, bezczelnym handlem z zastosowaniem wszelkich socjotechnik ze sztuką.

4. Na handlowanie w galeriach stać tylko wielkie sieciowe firmy
Przykładem niech będą księgarnie. Pamiętam jak jeszcze jakieś 10 lat temu w centrum Oliwy były 3 księgarnie. Teraz nie ma żadnej! Bo przecież w Alfa Centrum jest Empik i tam jest wszystko... Paranoja. Czy na prawdę chcemy wszystkie okazjonalne zakupy robić w centrach handlowych położonych daleko od domu. Tam gdzie wielkie firmy zapłaciły mniejszy podatek? Niedługo (tf, tfu) po pieczywo lub papier toaletowy też będzie trzeba jeździć do Mega Super Cheap Outlet koło Łęgowa w zasadzie w Trójmieście bo tam jest wszystko, do wyboru do koloru i taniej i z napisaem "Sale".

5. Obcy, niezrozumiały język
Rozumiem, że mamy w naszym kraju słabość do angielszczyzny i nie pójdziemy na stadion (bo na stadionie są kibole), ale na Baltic Arenę. Nie pójdziemy do knajpy (tam chodzą pijacy), ale do Cocney's Pubu. Ale to co się dzieje w galeriach wielkopowierzchniowych to jest horror językowy. Nie ma nawet objaśnienia przy wejściu do jakiego sklepu wchodzimy. Nie ma napisów: odzieżowy, zoologiczny, księgarnia, bielizna damska, moda męska, sklep z zabawkami, jubiler. Mamy w zamian, coś czego, wybaczcie nie rozumiem, albo nie chcę zrozumieć. 

House - czy to są artykuły gospodarstwa domowego?,
Pandora - sprzedajecie puszki?,
Reserved - czy to znaczy,że lokal jest zarezerwowany i nie można wchodzić?
Accesorizze - akcesoria samochodowe?
Feel the Chill - chłodziarki i zamrażarki?
Inspot Aple - warzywniak?
North Fish - rybny?
Saturn - hmm sklep astrologiczny?
Bijou Brigitte - dzień dobry Pani kim pani jest i gdzie pani jest w tym sklepie?
Yes - czy wszystko tam jest?
Benetton - sprzedajecie bolidy samochodowe?
Cubus - sprzedajecie klatki? dla zwierząt czy do Cinquecento?
Bartek - cześć, czego chcesz chłopcze?
Mango - warzywniak?
Home&You - nie dziękuję, deweloperom mówię nie,
The Body Shop - sprzedaż manekinów i kukieł,
Venezia - czy sprzedajecie tanie bilety do Firenze?
Medicine Everyday Therapy - czy to prywatna klinika lecznicza?

Co gorsza obok tych obcych marek, z nazwy nie podobnych do niczego na co drugiej witrynie wisi wielkie napis: SALE. A po polsku się nie da? Wybaczcie, ale słowo "przecena" lub "zniżka" jest dużo prostsze od jakiejś tam sali.

6. Nachalne traktowanie człowieka
Czemu w galeriach handlowych wszystko do mnie krzyczy? Fakt, lubię ciszę. Pogodziłem się jednak z tym, że żyję w mieście. Rozumiem, że na ulicy słyszę ryk samochodów i tramwajów. Jakoś sobie jednak radzę. Gdy miałem telewizor to na reklamach naciskałem w pilocie przycisk "Mute" - w 'galeriach' niestety ten pilot nie działa.
Czemu wszystkie napisy do mnie krzyczą? Same wielkie czcionki, błyszczące po oczach reflektory, lampeczki pod nogami, nad głowami, wszędzie. Z głośników jakaś pseudomuzyka, z mikrofonów jakieś paskudne, chamskie reklamy. 
Mam ochotę jak Pan Dulski wrzasnąć: "A dajcie mi wy wszyscy święty spokój!". Przecież wiem po co do was przyszedłem. Jeśli będziecie 100 razy krzyczeć do mnie kup mnie, kup mnie, kup mnie, to ja przekornie powiem wam: "Wała idę sobie od was, sam se zrobie!"

7. Złe "feng shui" miejsca
Nie chodzi tu tak właściwie o feng shui, ale o nielogiczne zaprojektowanie wnętrz. Wiem, że inwestorzy są chytrzy i stosują 14 socjotechnik by zwabić klienta, ale wybaczcie: "Nie róbcie z nas kretynów!". Wiem, chcielibyście żebym najpierw obszedł budynek z zewnątrz zachwycając się angielskimi nazwami marek, potem żebym ochoczo wszedł wejściem, przeszedł parterem 200 metrów mijając 100 sklepów, po czym radośnie udałbym się na najwyższe piętro sklepu mijając wszystkich handlarzy w galerii. Dlaczego do galerii handlowej nie da się szybko wejść i wyjść? Musimy kluczyć po ruchomych schodach, które wyrzucają nas na jakieś boczne półpiętra, jednocześnie wiedząc, że wracać tą samą droga się nie da.
Przebywając w galerii czuję się jak Max w Sexmisji. U góry na dachu stoi samochód i to jest mój: "Bocian, bocian - jesteśmy uratowani!". Poniżej dachowego parkingu mieszczą się blokhauzy, gdzie siedzą członkinie filmowej Ligi Kobiet. Nasze zadanie to uciec przed wszystkimi do windy i jechać do góry - na wolność.

8. Drażniące oświetlenie miejsca
Światło, błyskotki prostko w oczy. Mnie po paru minutach bolą oczy i szukam ciemnego miejsca.

9. Brak miejsc gdzie można odpocząć od tej handlowej atmosfery
Przed niektórymi sklepami są ławeczki. Zauważyliście ilu biednych osaczonych ludzi tam siedzi. Szukają chwili ciszy spokoju. Ja te ławeczki nazywam: "ławeczkami męczenników"

10. Tam nie ma ciekawych sklepów!
To znaczy są..., ale nie dla chłopów. Dla mnie nie ma! Nie ma tam sklepu ze śrubkami, nie ma sklepu kartograficznego, nie ma antykwariatu, nie ma warzywniaka z prawdziwym rolnikiem w kaloszach. 

11. Oznakowanie parkingów
Nie znoszę jeździć po "galerianych" parkingach. Znaki są tam często mniejsze niż zwykłe drogowe. Ciemno, ciasno, a oznakowanie poziome często jest zamazane. Zjazdy nie raz są bardzo strome. Ciężko trafić do wyjazdu.

12. Bezpieczeństwo
Galery handlowe to wielkie obiekty z nastawione na duży zysk. Człowiek się tam nie liczy, liczy się klient. Dlatego można przyoszczędzić np na odśnieżaniu dachów. Zimą zdarzały się (1,2)w Gdańsku przypadki gdy dach taki, w części obiektu, się zawalił. Ogłaszano ewakuację, a po paru godzinach sprawę wyciszano. Przykłady te potwierdza obecna sprawa zawalenia się ponad 1000 m² podwieszanego sufitu galerii Poznań City Center. Inspektorzy budowlani wykryli szereg nieprawidłowości zagrażających bezpieczeństwu ludzi, którzy tłumnie odwiedzają tę makabryłę roku 2013.

13. Przenoszą deptaki pod dach
Zamiast dbać o przestrzeń publiczną, miasta sprzedają za grubą kasę tereny pod budowę galerii handlowych.  Miasta zamiast tworzyć skwery, parki, place zabaw i ławeczki, tworzą zadaszone sieci sklepów z ochroną i czystymi toaletami. To co tworzy miasto i czyni je przyjemnym miejscem do przebywania to według mnie mała architektura. Przestrzeń przyjemna do przebywania dla wszystkich pieszych. Takie poczucie czystości, bezpieczeństwa, powinno się tworzyć pod gołym niebem a nie pod dachem galerii. Przykro patrzeć jak świat zamyka się w czterech ścianach.

14. Osłabiają relacje rodzinne
Młodzi uciekają po szkole na zakupy do galerii, spędzają tam czas ze znajomymi, żony jadą tam na zakupy do jednych sklepów, mężowie do drugich. Wspólne spędzanie czasu zamienia się na wspólne wydawanie pieniędzy. Wspólne rozmowy zamieniają się na wspólne rozmowy o produktach.

1 komentarz:

  1. O matko i córko wykopałam przez przypadek Twój wpis i chwalę Pana za istnienie podobnych mnie!
    Mogę się podpisać wszystkimi kończynami pod tym tekstem.
    A natchnęło mnie na googlowanie o centrach handlowych, bo właśnie wróciłam z takiej wycieczki.
    Otóż dziś rano wybraliśmy się konkretnie do Riwiery w Gdyni po kilka konkrenych rzeczy wizytowych. Tyle kilometrów co po tym molochu to ja po lesie nie zdążę zrobić jednorazowo.
    Wróciłam do domu, usiadłam z kawą i stwierdzam, że wykończyło mnie to bardziej niż cały dzień pracy czy dajmy na to parogodzinna wycieczka rowerowa.
    A oczy? Moje biedactwa:/
    Pozdrawiam autora,
    Aleksandra

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz.

.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...